Polish Sausage
Komentarze: 2
Balonik, calkiem spory, czerwony i w serduszka. Schodze po schodach by wyjechac do miasta (mieszkam powiedzmy na wsi bo majowe to totalne obrzeza) a na gore wchodza dwie sasiadki. Oczywiscie pelna kulturka, mowie: "dzien dobry".
Sasiadka: "Kacper, chcesz balonika? dostalysmy na przyjeciu i nie mamy co z nim zrobic."
Nawet nie pomyslalem sobie, ze po chuja mi ten balonik. Zawsze jak cos daja mi gratis to biore i nie inaczej bylo tym razem. Na przystanku balonik czekal ze mna 6 minut na autobus, mocno pizdzilo, probowalismy sie razem wkrecic do kiosku by sie troche ogrzac. Niestety, zakupilem gume za 30 groszy a nie bylo ZADNEJ kolejki. Co za pech, ze jak mi sie spieszy na busa i wyjatkowo mam ochote kupic bilet (bo jak mowi moja stara, trzeba kupowac bilety, przeciez nie mozna rznac komunikacji miejskiej na paliwie... Kurwa tyle im juz kar zaplacilem, ze powinienem do konca zycia jedzic za darmo!) to stoi gigantyczny wezyk. No nic, wiec wziolem gume i wyszlem na ten siarczysty mroz smagajacy mnie po gebie, balonik zdawal sie niczego nie czuc. Mialem wazna misje do wykonania w miescie i ta swiadomosc podtrzymywala mnie na duchu. Caly swiat stanal przeciwko mnie, gowniane B nie przyjezdzalo (jeszcze 3 minuty), ludzie z boku dziwnie sie na mnie patrzyli (niektorzy mowia mi, ze to przez ta transparentna fioletowa czaple z nadrukiem- milka, no co byla w promocji... osobiscie podejrzewam, ze czerwony balon na kiju tez wzbudzal ich odraze)... W koncu sie doczekalem. Wsiadlem sobie wygodnie, niestety balonik chyba haczyl jakas pania w srednim wieku siedzaca kolo mnie, krzywila sie na mnie (ZNOWU WSZYSTKO PRZECIWKO MNIE!). Przestawilem go... Wyraznie utrudnial mi przeczytanie tego pieprzonego opowiadania S.Kinga (Stephen, jezeli dzieciak z Ameryki w wieku dwunastulat wymyslil takie madre rzeczy jak tam wykminiles to ja jestem Matka Teresa z Kalkuty albo raczej zajebistym raperem)! Jakos dojechalem. Balon wsiadl ze mna jeszcze do tramwaju ktorym pojechalem w pewne siarowe miejsce o ktorym nie napisze z powodow osobistych, hehe. Tzn OCZYWISCIE nie mogl mi podjechac dobry tramwaj wiec wsiadlem w 2 i pojechalem zupelnie w druga strone, pozniej wracalem sie z buta, to dluga historia... Musialem isc przez najciemniejsze ulice Szczecina. Widzialem juz te bandy dresiarzy i dresiar czychajace na moj balon ale nie zaatakowali mnie, cos ich powstrzymalo:]
Wracajac przegapilem 2 busy ktorymi moglbym pojechac prosto do domu, pozniej jeszcze 3 tramwajami (mozna bylo dojechac jednym ale przeciez uwielbiam utrudniac sobie zycie...) dotarlem po wielkich trudach co Carefuora (tak sie to pisze?). To wlasnie miedzy innymi byl cel mojej misji. Balon radosnie nic nie robil i podtrzymywal mnie na duchu. Co prawda zaczal mnie wkurwiac bo byl troche malo rozmowny. Szczerze mowiac nabieralem coraz wiekszej ochoty by go cichaczem wywalic. W jednym z tramwai jakies male dziecko wyrazilo zainteresowanie. Bylem ucieszony i gotowy pobawic sie w Swietego Mikolaja, ale nawet ten maly chlopczyk mnie zjechal! Wyciagnolem do niego reke z balonem a on sie tylko szyderczo usmiechnol... W tych czasach nawet 4 letnie dzieci musza byc ostrozne, w koncu mi od malego powtarzaja nam by nie brac nic od obcych -"w koncu to moga byc dragi!"... Na pewno balon caly pokryty byl drobnymi czasteczkami koki...
No ale kontynuujac, idac do hipermarketu wyzej wspomnianego (to taki wybieg by nie pisac ponownie jego nazwy) nie napotkalem niczego ciekawego oprocz pojedynczych drechow, ale w pojedynke nie sa tak straszni jak w grupie. Tzn no ba...pewnie, ze sie ich nie boje, kim oni sa dla mnie (hehehehe, to z kolei zostalo napisane w wypadku przeczytania tego bloga przez KC:] ) .
Kiedy znalazlem sie w srodku, wziolem koszyczek i poszedlem na sklep. Szukajac prezentu dla Izki upierdolilem balonikowi nozke, zupelnie przypadkowo...hehe. W ogole kolega balon zaczal mi bardzo przeszkadzac, nachodzily mnie mysli zeby dac go Izce wraz z tym gownianym miskiem ktorego tak bardzo pragnela i ktorego wlasnie zamierzalem jej zakupic. Wiecie jak to wyglada? Takie serduszko w bucikach i z raczkami. Oszalala jak to zobazyla 2 tygodnie temu, kiedy zaciognela mnie tam, jak zawsze chuj wie po co. Nie zebym mial jakies wielkie dobre serce po prostu wisialem jej juz dwa prezenty ("wiszenie komus prezentu" polega na tym, ze ktos ci daje prezent z jakies uroczystej okazji a ty wtedy nic dla niego nie masz... tak bylo np na Boze Narodzenie...). Niestety takich serc juz nie bylo, tylko takie male za 2 zeta (tak, juz wyobrazam sobie jej mine) albo takie wieksze bez nog ktore wygladaly jakby przyjechaly dostawa ze schroniska dla zwierzat, jezli wiecie o co mi biega... No i tak, pewnie byly wspaniale serduszka z jebusiem uchatkiem - jedno takie cos, dawaj 5 dych! Wystarczy, ze raz bylem taki glupi i wydalem podobna kupe forsy na kwiaty. Balon mi upadl, ktos go kopnol, szukajac natrafilem na inne stoisko z zabawkami. Wzielem jakas zebre, wygladala calkiem milo, przydalaby sie tam jakas dziewczyna by powiedziec mi, czy to co mi sie wydaje "calkiem mile" nie jest przypadkiem (i tu przytocze cytaty z bravo mojej siostry) "obciachowe", "kretynskie" a moze "nie-trendy (cokolwiek to oznacza)". Poniewaz Izka uwielbia "Łowieczki" wiec na ta zebre kupilem torbe w owce. Byly jaies torby z serduszkami ale ostatecznie zdecydowalem nie poddac sie do konca komercyjnej machinie walentynek (nawet sie rymuje...no). widzialem jeszcze taka kartke...ktora mi sie bardzo podobala i pasowala do tego co czuje do KC (w sumie ktos kto to czyta mysli pewnie, ze jestem maksymalnym fiutem, kupuje jednej prezent myslac zupelnie o innej:/<---sorry ciagle zapominam, ze nikt nie czyta:P) mialem wielka ochote ja kupic i wyslac priorytetem ale moj portwel zdecydowanie oglosil brak funduszy:( Wiadomo, moglem kupic mniejsza torbe na zebre ale... wtedy zebrze wystawalby z niej lep albo jakies inne czesci pluszowego ciala. w rezultacie znajac moje szczescie wypadla by na ulice prosto w najwieksza kaluze...Dlaczego Izka nie moze byc pod tym wzgledem jak Gosia, ktorej ponoc wystarczy moj usmiech za prezent (ja tam bym nie chcial go ogladac nawet gdyby ktos mi za to placil, w ogole lustro to jeden z najgorszych wynalazkow ludzkosci), bede o tym gadal bo kiedy to uslyszalem to bylem tak zszokowany, ze nie zdolalem nic powiedziec. Wracajac do balona... Przy kasie obslugiwal mnie... pan (niestety hehe) musial mi powtarzac 3 razy bym odlozyl koszyk, no tak, jestem gluchy... Zaraz po zaplacie chcialem odgryzc cene, odgryzlem jakis nadruk "made in taiwan" i zadowolony z siebie poszedlem w strone wyjscia, do torebki byla przyczepiona oscentacyjna karteczka, odetchnolem z ulga, ze posluzy mi ona zamiast kartki walentynkowej na ktorej itak pewnie nie wiedzialbym co napisac Izce, w ten dzien wypadaloby oklamac ja, ze mi zalezy, ze ja kocham itp. Wiec myslami kminilem jakie glupstwo napisac by uniknac powiedzenia tego wprost, zeby bylo, ze niby tak ale jednak nie. Wtedy odezwal sie do mnie ktos za plecami
"PROSZE PANA!"
Odwracam sie, jakas elegancka pani wyciaga reke w moja strone i cos gada. Popatrzylem na balonik i w mysalach mu podziekowalem. Gdybym nie mial w reku czerwonego balona, na glowie fioletowej czapki a w reku zielonej torby pewnie by mnie nie zauwazyla. Podeszlem, tak to byla promocja. Cos mi tam gadala, dawala mi jakies rzeczy (oczywiscie uwierzylem, ze to wszystko jest za darmo i nawet wpakowalem do plecaka chcac juz isc). Hej ale ta pani byla czarujaca. A jak smarowala mnie czyms po reku myslalem, ze zaraz z tamtad wyparuje, to bylo silniejsze ode mnie:P Zaopiekowala sie nawet moim balonem, posadzila go na wygodne miejsce na stojaku:) No nic, 15 minut (tak, tyle tam stalem przy tym stoisku czujac sie dokladnie jak w telezakupach mango- pani wygladala jak piekna prezenterka z tv i tak samo dobrze bajerowala) dobroci dla K. dobieglo konca i znowu musialem wystawic dupe na to zimno... eh juz nie bede sie tak rozdrabnial i szybko to skoncze...
Historia balonika konczy sie bardzo brutalnie, bylem juz zmeczony jego towarzystwem i usmiercilem go... Chociaz moze jakis pijak reanimowal go jeszcze pozniej, tego nie wiem w kazdym razie wyladowal w koszu na smieci, normalnie nadmuchany.
W autobusie jakies dwie laski mnie tyraly "ciekawe co czyta, pewnie wladce pierscieni, buhehehehehe", z reszta jak popierdalalem na autobus bo jak zawsze chcial mi zjebac sprzed nosa to tez sie ze mnie brechtali. Po dlugich trudach dotarlemna osiedle. Musialem szybko wleciec do Izki i dac jej na odczepnego ta zabawke, bo myslami bylem juz bardziej przy KC (nie wiem czy ktos zauwazyl ale co chwile cos o niej pisze....straszne). I tak tez sie stalo. Pzniej do domu i hehehe... To co tygryski lubia najbardziej (nie, nie nie...poszedlem do domu a nie do burdelu! ;) )
A co do bloga, narazie go nie kasuje, szczegolnie, ze wykminilem szablon:P
A tak btw cos pocieszajacego na koniec.... A myslelem, ze Amertkanie przestali sie z nas- Polakow nabijac juz dawno temu (w koncu te ksiazki Kinga ktore czytam sa w wiekszosci stare) tymczasem dzis znajduje to na jednej z najwiekszych stron z zartami na samej gorze kategori "News"
Polish Sausage
A guy goes into the store and says to the clerk, I would like some Polish Sausage. The clerk looks at him and says "Are you Polish?"
The guy says "Well, yes I am. If I had asked for Italian sausage would you ask me if I was Italian??? or if I had asked for German sausage, would you ask me if I was German??" Or if I had asked for a taco would you ask if I was Mexican?
The clerk says "Well, no."
The guy says "Then, why do you ask me if I'm Polish just because I ask for Polish sausage????"
The clerk says "Because this is a hardware store."
Dodaj komentarz